Przestańmy nienawidzić tych, którymi pragniemy się stać.
To była pierwsza tak gorąca sobota w tym roku.
Postanowiłem wyskoczyć „na miasto” z aparatem.
Całą zimę czekałem na tak piękny, słoneczny dzień.
W przerwie między zdjęciami, zastanawiałem się nad artykułem,
który zamierzałem napisać jeszcze w tym tygodniu.
Od dłuższego czasu po głowie chodziły mi media społecznościowe
i tzw. obnażanie się w nich przez niektóre osoby.
Nie spodziewałem się, że natchnienie przyjdzie tak szybko.
Około południa spotkałem w “Być Może” dwóch przyjaciół.
To ostatnio modna knajpka umiejscowiona przy placu Unii Lubelskiej.
Unosi się nad nią aura posthipsterskiego lansu.
Surowa z dużymi stołami, idealna świątynia wyznawców Kościoła Sharing Economy,
gdzie użytkownicy Ubera, Couchsurfingu i Veturilo odpoczywają w przerwie od pracy
nad kolejnym projektem, artykułem, czy startupem.
W pewnym momencie jeden z kolegów mówi, że nie może już wytrzymać w pracy.
Jest dyrektorem finansowym w dużej międzynarodowej korporacji.
Zarabia bardzo dobrze. Stać go na jedzenie sushi 2 razy w ciągu dnia.
Ma służbowy samochód i piękny apartament.
Pytam dlaczego nie podoba mu się takie życie?
Twierdzi, że żyje w złotej klatce z której nie potrafi się wyrwać.
Nie cierpi stresu, deadlinów i szefa. Skąd ja to znam?!
Szybko zmieniamy temat.
Kilka metrów za kolegą spostrzegłem znajomą twarz. Znajomą z Instagrama.
Miałem przyjemność wymienić z nim kilka zdań w internecie,
a potem przez przypadek trafiliśmy na siebie na siłowni.
Nazywa się Joseph Amissah. To bardzo miły facet i interesująca osoba.
Jest Brytyjczykiem pochodzącym z Ghany.
Jest bardzo aktywny w mediach społecznościowych. Wrzuca tam obrazki ze swojego życia.
Wybrane subiektywne skrawki i ujęcia pokazujące idealny styl życia.
Dobre ubrania, pyszne jedzenie, modne i stylowe miejsca, szczęśliwe twarze bliskich,
sportowe zmagania, własne słabości duży dystans do siebie.
Zero hejtu, zero negatywizmu. Nie traci czasu na pisanie źle o innych i narzekanie.
Pokazuje życie bez problemów, ale dzieli się też refleksjami, gdy przychodzą trudne chwile.
Tam nie ma nudy. Jeżeli jest, to idzie za tym jakiś cel.
Kolega Dyrektor obruszył się i okazał pełną dezaprobatę dla takiego życia na pokaz.
Mnie to nie przeszkadza. Joseph pokazuje pozytywną stronę życia.
Nie pracuje w żadnej korporacji. Ma własny biznes i dużo czasu dla bliskich,
których najczęściej fotografuje telefonem i robi to dobrze.
Sam oczywiście jest głównym bohaterem tej snapchatowo-instagramowej opowieści,
ale idzie za nią pozytywne przesłanie.
Przewodnie hasło: “Cause its cool to give”,
które promują na t-shirtach jego wierni fani, rozprzestrzenia się jak wirus po sieci.
Jego hash rozpoznawczy to #StyleEntry.
Profil na Instagramie liczy blisko 30 tys followersów i jest typowym profilem lifestylowym.
Sam bohater działa w branży lotniczej, a zarobione pieniądze w dużej części przeznacza
na szerzenie pozytywnego podejścia do życia.
Wysyła i rozdaje za darmo torby, buty, zegarki i t-shirty z hasłem:
“I want to be just like Joseph”.
Wygląda to na dobrze przemyślaną kampanię reklamową marki odzieżowej,
która jest poprzedzona przez kampanię charytatywną.
Wiele osób powie, że robi to dla kasy. Z tego co widziałem to nie, ale nawet jeśli tak?
To co z tego?
Facet robi kawał potrzebnej wszystkim roboty. Zbiorowa terapia na zgnuśniałą szarzyznę.
Może życie Josepha tak wkurza mojego kolegę z korporacji,
bo widzi że komuś udało się to, o czym on sam marzy każdego dnia?
Oby więcej tak pozytywnych ludzi, jak Joseph żyło w naszym kraju.
Nie każdy musi pokazywać swoje życie w internecie,
ale odrobina pozytywnego nastawienia do innych nikomu by nie zaszkodziła.
Przestańmy nienawidzić tych, którymi pragniemy się stać.
Dobry tekst. Sam byłem korposzczurem, dyrektorem sprzedaży w amerykańskiej firmie. Raz na tydzień podchodził do mnie CEO i informował, że mnie kiedyś wypierdoli z pracy. Taka specyficzna motywacja w rozumieniu pracownika który został oddelegowany korporacyjnie do PL z Ameryki Płd. No i któregoś dnia, po wielu przedtem nieprzespanych nocach okraszonych zimnym potem (ze strachu co będzie gdy stracę tę pracę za 20 tys/m-c) odpowiedziałem mu – to mnie wypierdol. Po miesiącu dostałem wymówienie i oczywiście odprawę abym nie zaszkodził opinii o korpo. I to był najważniejszy dzień w moim życiu. Założyłem własną działalność i jestem na swoim od 11 lat. Początkowe lata wyrzeczeń zaowocowały tym co mam teraz – dobry sen, zdrowie psychiczne i wolność od deadlinów, korpo i szefów. Wstaję do pracy w majtkach, gdy nie mam ochoty to nie pracuję, a zarobki już dawno przekroczyły korporacyjne x 2.