Dlaczego kocham warszawskie kawiarnie ?
Dziękuję Wam zbawcy poranków. Ewangeliści boskiego napoju.
Zasługujecie na nasze najwyższe uznanie.
Dajecie ekstazę i uczucie tak cudowne, że trudno je zmierzyć.
Rozjaśniacie dzień łykiem rozkoszy i przyjaznym uśmiechem.
To o Was jest ten post, pracownicy warszawskich kawiarni.
Powinniśmy ustanowić Wasz ogólnonarodowy dzień
i co roku przyznawać medal na uroczystej gali,
którą poprowadzi młody Stuhr z Grażyną Torbicką.
Założę się, że oni też mają swoje ukochane miejsca.
W niedzielę jak zwykle wstałem o 8-mej. Po kilkunastu minutach,
z aparatem w ręku pędzę do metra na Kabatach. Mijam COSTĘ
bezlitośnie obleganą przez hipsterskie rodzinki i miejskich,
cyfrowych nomadów spragnionych średniej latte i WiFi.
Dla mnie nie ma już miejsca, a książka w torbie nie zamierza czekać.
Podobnie jak trzy inne, które zacząłem w tym miesiącu.
Stephen King sprawia, że 20 minut do centrum mija jak lśnienie.
Starbucks przy Zodiaku wypełniony po brzegi. Nie szkodzi.
W końcu jest miejsce w Caffe Nero, obok Metro Świętokrzyska.
Od wejścia witają mnie uśmiechy i donośne “Dzień Dobry!”.
Siadam w fotelu, natychmiast zanurzając się w lekturze.
Tylko w kawiarni jestem w stanie skupić się na czytaniu.
Lubię jednostajną muzykę tego miejsca. To melodia miasta.
Wesoły odgłos ekspresu, żarty i co chwila przyjazne witanie gości,
dzielnie konkurują w cudownym festiwalu życzliwości. Nagle
przerywam czytanie i spostrzegam, że czuję się znakomicie.
Tu i teraz jest mi dobrze. Dlaczego tak się czuję?
To uprzejmość i profesjonalizm tych ludzi wymusza na mnie refleksję,
na którą dawno zasłużyli. Uwielbiam kawiarniane sieciówki za ludzi,
którzy tam pracują, studentów i studentki walczących o przetrwanie
w Warszawie. Lubię ich cierpliwość, przyjazne uśmiechy, uprzejme
pytania i sugestie. Każdy, nawet najbardziej zgnuśniały osobnik może
przejść tam terapię za cenę espresso.
Coaching dla sfrustrowanych białych kołnierzyków zaczynam od patrzenia
na reakcje obsługi na zachcianki, kaprysy i problemy klientów. Kawa jest
za zimna lub za ciepła. Mleko bez laktozy, a jest sojowe. Muzyka gra
za głośno lub za cicho. Toaleta jest wiecznie zajęta. Wszystkie są ważne i
z cierpliwością wysłuchane. Energicznie wykonywane czynności,
tylko w tylko jednym celu. Aby zadowolić nas. Anonimowi pracownicy
Costy, Caffe Nero, Friends czy Starbucksa. Do Was kieruję podziękowania:
Za to, że witacie mnie z uśmiechem, gdy całe miasto chodzi skrzywione.
Za to, że pytacie czy chcę posypać moje latte cynamonem lub czekoladą.
Za to, że nigdy. No. Prawie nigdy, nie pomyliście mleka bez laktozy z sojowym.
Za to, że gdy mam zły dzień, Wasza cierpliwość dorównuje umiejętnościom mistrzów ZEN.
Za to, że zawstydzacie mnie cudownym połączeniem pracowitości i ogromnym dystansem do siebie.
Za to, że Wasza inteligencja emocjonalna dorównuje poziomem najlepszym psychoterapeutom.
Każda dobrze podana kawa sprawia, że mam do Was ogromny szacunek.
Wasza praca to służba. Nie tylko dlatego, że oferujecie nam boski napój.
Służycie nam niczym policja, czy pogotowie ratunkowe. Ratujecie życie,
bo Wasze donośne:“Miłego Dnia” uspokoi każdego, najbardziej
sfrustrowanego osobnika. Kto wie ? Być może seryjnego mordercę?
Ale tu już dzisiejsza lektura Stephena Kinga przeze mnie przemawia.
W momencie, gdy posłałbym frustrata na Księżyc, Wy obsypujecie go
komplementami.
Bariści Warszawy. Jak na Was patrzę, znowu wiem co się liczy.
Sprawienie, żeby inni ludzie poczuli się ważni, niezależnie od tego:
kim są, jak wyglądają, ile mają lat i ile pieniędzy noszą w kieszeni.
Chwała Wam i wielki Szacunek !
Radek